poniedziałek, 7 grudnia 2015

Ten torcik przygotowałam dla Taty na 50-te urodziny. Trochę pokombinowałam, jak to ja :) Podobny tort podpatrzyłam u Pawła Małeckiego i bardzo mi się spodobał. Nie wyszedł idealnie, ale trening czyni mistrza, a już następna okazja do świętowania za pasem! 


Składniki:

BISZKOPT
  • 4 jajka
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1/2 szklanki mąki pszennej
  • 1/4 szklanki mąki ziemniaczanej
  • 2 łyżki kakao
  • sól
 (należy upiec dwa takie biszkopty)

KREM 
  • 500 ml kremówki
  • 250g mascarpone
  • 3 łyżki cukru pudru
  • 3 śmietan - fixy
+ 3 łyżki kakao do wersji czekoladowej
+ 3 łyżki galaretki (dżemu) truskawkowej do wersji truskawkowej

PONCZ
  • 3/4 szklanki gorącej wody
  • 4 łyżki cukru
  • sok z 1 cytryny

Przygotowanie:

BISZKOPTY:
Białka oddzielić od żółtek, ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę. Dosypywać stopniowo cukier i miksować na najwyższych obrotach. Następnie dodać po żółtku stale miksując. Do masy przesiać mąki z kakao, wmieszać szpatułką. Takie ciasto przygotowujemy dwa razy. Jedno pieczemy w tortownicy o średnicy 18 cm przez 25 minut w 180'C, a drugi na blaszce piekarnikowej przez 15 minut w 180'C. Oba wystudzić. Zimne biszkopty przekroić: okrągły na dwa blaty, prostokątny na 4 równe paski. Oba naponczować.

KREM:
Śmietankę ubić z cukrem, mascarpone i fixami. Podzielić na dwie równe części. Do jednej dodać kakao, do drugiej galaretkę truskawkową. 

SKŁADANIE:
Na pocięte paski wyłożyć krem truskawkowy, ale nie cały - odłożyć 4 łyżki. Dwoma łyżkami posmarować jeden z okrągłych blatów. Paski zwinąć w dużą roladę zaczynając od pierwszego - zwinięty pasek ułożyć na środku dolnego blatu, owijać dookoła kolejnymi paskami. Posmarować u góry pozostałym kremem, przykryć drugim blatem. Obłożyć cały tort kremem kakaowym, ozdobić według uznania.




0

czwartek, 3 grudnia 2015

Sezon piernikowy w pełni, trzy partie upieczone, czekają na polukrowanie. Bardzo zasmakowały moim domownikom, więc postanowiłam upiec coś innego, jednak z pierniczkowym tematem ściśle związane, czyli ciasteczka. Chrupkie na zewnątrz, delikatnie miękkie w środku, mocno korzenne i pyszne! Idealne dla tych, którzy prawdziwe pierniczki przechowują na święta, a już teraz chcę się cieszyć ich smakiem.



Składniki:
(na dwie blachy ciasteczek)
  • 2 1/2 szklanki mąki
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1 czubata łyżeczka sody
  • 1 jajko
  • 1 opakowanie przyprawy do piernika*
  • 1/2 szklanki miodu
  • 100g masła
  • 3 łyżki oleju
  • sól
  • cukier puder do posypania

* moja przyprawa do piernika była dość słaba, więc utarłam dodatkowo w moździerzu 5 goździków z 1/2 łyżeczki cynamonu, 1/3 łyżeczki imbiru i 1 łyżeczką kakao


Przygotowanie:

Masło, cukier i miód umieścić w niewielkim rondelku i podgrzewać do rozpuszczenia masła i połączenia składników. Ostudzić.
Do sporej miski przesiać mąkę, sodę, sól i przyprawę do piernika. Dodać jajko, olej i mieszaninę miodową. Połączyć mikserem składniki, zarobić. Odrywać porcje ciasta wielkości orzecha włoskiego, lekko spłaszczać i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia z lekkimi odstępami. Piec w 180'C około 15 minut. Wystudzić na kratce, zimne posypać cukrem pudrem.





2

Dzięki uprzejmości Doty z bloga Oneginetatopa miałam okazję odwiedzić restaurację Dwie Trzecie i zrecenzować ich menu degustacyjne. Oto moje spostrzeżenia, moja opinia i garść zdjęć:

Restauracja Dwie Trzecie na Wilczej, to urocze miejsce na kulinarnej mapie Warszawy. Niepozorne, z zewnątrz zwyczajne i niczym nieróżniące się od tylu knajp w stolicy. Jednak jakże mylne jest to wrażenie! Już od wejścia przywitała mnie przemiła kelnerka (żałuję, że nie znam jej imienia, bo była wspaniała! Pomocna, konkretna, z duża wiedzą a przy tym ogromną sympatią i urokiem). Sam wygląd wnętrza lokalu mnie zauroczył: cegły pomalowane na jasno, kolorowe skrzynki na owoce, butelki, przyjemne światła i ta ściana! Ściana po sufit wypełniona butelkami z winem, obrośnięta zieloną roślinką. Piękna! Całości dopełniało duże okno, przez które można było podpatrywać kucharzy przy pracy.
Przechodząc do sedna mojego posiłku, na początek zaserwowano mi consomme z bażanta z pieczonymi warzywami korzeniowymi. I pierwsze, co poczułam, to zapach świeżego tymianku. I już mnie kupili! Tymianek kocham miłością absolutną, a jak do tego dostałam pyszne, pełne słodyczy warzywa - marchewkę, pietruszkę i seler, a wszystko zostało zalane esencjonalnym, klarownym i bogatym w smaku bulionem - byłam w niebie! Na tak zimny, wietrzny dzień to było spełnienie marzeń. Smak bulionu nie zaskoczył mnie jakoś powalająco, ale przywołał wspomnienia babcinego rosołu z kaczki. Bardzo, bardzo smaczna zupa.
Następnie podano mi tatar z sarny w akompaniamencie kawioru z jaj ślimaka, pudru truflowego i jaja przepiórczego. Efekt WOW był osiągnięty w pełnej krasie. Kelnerka przyniosła mi tatara podanego w tak zjawiskowy sposób, że aż żal było go jeść i psuć tak piękną kompozycję. Magia na talerzu. Słowa nie oddadzą tego widoku. Co do smaku, to tatar miał mocny, intensywny smak, dokładnie tak, jak się spodziewałam. Był idealnie doprawiony, mocno pieprzny, a dodatek ogórka i cebuli powodował przyjemne chrupanie. W połączeniu ze słodkim pudrem truflowym i świeżutkim pieczywem było to pyszne danie, dopieszczające kubki smakowe w stu procentach.
Daniem głównym była koźlęcina sous vide z musem z czerwonej kapusty, soczewicą, puree z dyni i chutneyem ze śliwki, podane na pięknym talerzu łupkowym. Patrząc na mięso miałam mieszane uczucia, jednak gdy zanurzyłam w nim widelec, wiedziałam, że to będzie TO. Mięciutkie, delikatne, rozpływające się w ustach mięsko, doprawione tak, że można nie przestać go jeść, a ręka sama sięga po następny kęs. Mus z czerwonej kapusty również był wspaniały - wyrazisty, ale nie dominujący, do tego wspaniała soczewica i coś, co urzekło mnie absolutnie - chutney ze śliwek, na orientalną modłę, pysznie pachnący korzeniami, jednocześnie słodki i pikantny. Jedno zdanie nasuwało się na usta - dlaczego tak go mało? Zdaję sobie jednak sprawę, że swoimi różnorodnymi i jakże mocnymi smakami przyćmiłby gwoździa dania głównego, czyli koźlę. Porcja była bardzo przyzwoita, więc mogłam rozkoszować się doznaniami kulinarnymi przez długi czas.
Po daniu głównym przyszła kolej na deser, na który bardzo czekałam. Tu jednak spotkało mnie rozczarowanie, ponieważ moja śliwka w czekoladzie, która okazała się deserem na zimno, miała bardzo duże kryształki lodu. Nie wiem, czy był to zamierzony efekt, jednak owa struktura psuła zdecydowanie całość wrażenia. Z ostatniego dania najbardziej smakowała mi posypka, która łączyła w sobie smak mocno śliwkowy z czekoladowym, a do tego cudownie chrupała.
Podsumowując, obiad uznaję za bardzo udany. Kucharze pokazali swoje umiejętności, każdy kolejny kęs wędrował do ust z ogromną przyjemnością. Chętnie powtórzę w przyszłości wizytę w restauracji Dwie Trzecie, ale tym razem zabiorę ze sobą męża. I koniecznie muszę spróbować ponownie śliwki, aby mieć porównanie - czy kucharze zamierzyli sobie efekt kryształków w deserze, czy wyszło im to przypadkiem. Polecam z czystym sumieniem. Idealne miejsce na randkę, obiad z rodziną czy po prostu posiłek w miłej atmosferze.









0

Author

authorCześć, mam na imię Kasia i lubię placki. Lubię piec placki i je jeść ;) Mam 26 lat, jestem żoną, mamą i wciąż niespełnionym cukiernikiem. Oprócz tworzenia słodyczy, co jest moją niewątpliwą pasją, doszkalam się w daniach wytrawnych. Mój wyuczony zawód (technolog żywności) zdecydowanie ułatwia mi to zadanie :)
Learn More ?



Łączna liczba wyświetleń